Tkaniny - metr do metra, guziki - opakowanie do opakowania, nici - szpulka do szpulki, pędzle - paczka do paczki, farby - słoik do słoika, tuba do tuby.. drewniane elementy, kolejne opakowania modeliny, serwetek, kredek, pisaków, noży, nożyczek, dziurkaczy, taśm, tasiemek, papierów, motków wełny, stopek do maszyny, igieł i tego wszystkiego, co sprawia, że oczy mi błyszczą, a ręce robią się wręcz nieznośne w swoim pędzie do działania.. I kolejna szuflada, kolejny kąt, kolejne pudełko, pudło, pojemnik..
Basta.
W mieszkaniu zwyczajnie zabrakło miejsca. O stanowisku dla maszyny do szycia nie wspomnę...
Myślałam, myślałam...aż wymyśliłam..
Gdzie byłoby mi lepiej tworzyć, jak nie w miejscu, którego ściany znają niemal całe moje życie ...?
Spore mieszkanie, w którym została już teraz tylko Mama, okazało się najlepszym rozwiązaniem..
Tym bardziej, że po 15 minutach od wyjścia z naszego domu-jestem na miejscu!
Porządkowanie swego "starego" pokoju, zajęło mi trochę czasu :) Za to odświeżenie ścian, pomalowanie szafy ze sporym lustrem i drewnianych regałów, przewiercenie kilku otworów pomocnymi rękami Męża-kosztowało niewiele;) Ale chyba najbardziej radującą mnie inwestycją był.. stół z błyszczącym blatem. Marzenie moje!!!.. Och jak ja tęskniłam za biurkiem!
Te kilka metrów kwadratowych pokoju, oświetlonych słońcem już od godziny 12, sprawia, że w głowie kręci się kolorowy kalejdoskop chęci, inspiracji i prawdziwej radości!
Pudrowy róż osiadł gdzie się da, a białe tło całości bucha jasnością... Pojemniki jeszcze nie są zagospodarowane..Sporo do przemyślenia..Pozostały farby, tasiemki, pędzle, bloki i mnóstwo innych drobiazgów, którym muszę znaleźć własne miejsce..
Na oknach wiszą delikatne firanki, w których się wręcz zakochałam! Tak tak... Bowiem w naszym mieszkaniu posiadamy ..ykhm...no właśnie..."gołe" okna ...i to się chyba zmieni! Choć pierwsze podejście do mego Męża z tym pomysłem, ogłosiłam fiaskiem ;)
Sprawiłam sobie pracownię.
Pewnie za pół roku będzie wyglądała już inaczej... mam chrapkę na zmianę koloru podłogi...ale wszystko z czasem:)
Póki co, cieszę się, że jednym obrotem różowego krzesła płynę z niemal lustrzanego stanowiska białego biurka, wprost do stanowiska maszyny do szycia:)
Zapraszam na PIERWSZE kadry z pracowni!
A w pracowni wielkanocne akcenty - cudne, naszpilkowane, różowe jajko w "powitalnym" prezencie Kochanej Sąsiadki ! :))
I drzewko wielkanocne - autorstwa tej samej, pełnej pomysłów, niezwykłej osoby..
Ściskam Was mocno,
licząc godziny do kolejnej wizyty w mojej różowej pracowni, w której czeka na mnie praca wykończeniowa pewnej rzeczy, którą szyję pierwszy raz w życiu;)
a