Mija tydzień, odkąd ukochane me dziecię wyrwano z mych rąk.
Wkleszczone w moją szyję, z mokrym krzykiem:
"Tak bardzo cię kocham!
Ponad zicie!
Nie rozumiem tego!
Mamuniu moja!
UKOCHANKO!
Nie będę cię widzieć!Patrz na mnie!Patrz!
Mamo! Jestem tak zasmucony, ze nie mogę oddychać!"
Mamo! Jestem tak zasmucony, ze nie mogę oddychać!"
Drzwi się zamknęły, zasłaniając mi widok przerażonych oczu i wyciągniętych rąk w moją stronę.
Odwróciłam się zakrywając uszy, trzymając serce, żeby nie pękło i becząc jak dziecko.
"Sparta!" - krzyczę do Męża -"Sparta!"
Przedszkole.
Tydzień praktycznie wyrwany z życiorysu.
"Malowałem dziś...namalowałem *kiedy po mnie przyjdziesz* "
Minęło kilka dni, a Dziecię moje jakby...doroślejsze.
Niebywałe...
"Przeczytałem dziś książkę. O Mikołaju. Fajna była. Pachniała..Jutro, na leżaczkowaniu, przeczytam kolejną.."
:))
Łezka mi się zakręciła... "Pachniała.."
Niewiarygodne...
Raczej trudno mi było przekonać go do "czytania", słuchania czytającej mamy, JAKIEGOKOLWIEK zainteresowania..
Wymarzony obraz wieczornego czytania, z wtuloną we mnie czuprynką, odpływał dalej i dalej..ustępując miejsca rzeczywistości, czyli tulenia do snu z zastępem samochodzików między żebrami..
Postanowiłam dotrzeć inną drogą..
Uparcie, każdego dnia, od jakiegoś czasu, otwieram szklane drzwi regału, wąchamy rzędy książek, druk liter i obrazków, przestawiamy razem grube tomy i małe broszury, układamy, gładzimy błyszczące, twarde okładki..
Liczę, że ten pomysł, na który wpadłam dosłownie przez sen, pozwoli mi obudzić w nim miłość, ale przede wszystkim-szacunek do książek.
Mam małą nadzieję, że te nasze "książkowe, wąchaczowe obrzędy", zaczęły powoli owocować :)
"Niczego się nie bój, Moja Duszko... Przecież jestem obok Ciebie, w sali.. zakładam pelerynę-niewidkę i siadam obok regału z książkami...tylko nie mów nikomu, że tam jestem..zgoda..? "
Nie wiem na ile wierzy w tę wymyśloną z bezsilności historię, którą z uporem maniaka powtarzam każdego poranka prowadząc go do sali, ale chyba troszkę działa :)
Mój Mały, Dzielny Bohater.
Wszystkim Mamom pierwszo-przedszkolaków, sobie również, życzę wytrwałości:)
a
"Przeczytałem dziś książkę. O Mikołaju. Fajna była. Pachniała..Jutro, na leżaczkowaniu, przeczytam kolejną.."
:))
Łezka mi się zakręciła... "Pachniała.."
Niewiarygodne...
Raczej trudno mi było przekonać go do "czytania", słuchania czytającej mamy, JAKIEGOKOLWIEK zainteresowania..
Wymarzony obraz wieczornego czytania, z wtuloną we mnie czuprynką, odpływał dalej i dalej..ustępując miejsca rzeczywistości, czyli tulenia do snu z zastępem samochodzików między żebrami..
Postanowiłam dotrzeć inną drogą..
Uparcie, każdego dnia, od jakiegoś czasu, otwieram szklane drzwi regału, wąchamy rzędy książek, druk liter i obrazków, przestawiamy razem grube tomy i małe broszury, układamy, gładzimy błyszczące, twarde okładki..
Liczę, że ten pomysł, na który wpadłam dosłownie przez sen, pozwoli mi obudzić w nim miłość, ale przede wszystkim-szacunek do książek.
Mam małą nadzieję, że te nasze "książkowe, wąchaczowe obrzędy", zaczęły powoli owocować :)
"Niczego się nie bój, Moja Duszko... Przecież jestem obok Ciebie, w sali.. zakładam pelerynę-niewidkę i siadam obok regału z książkami...tylko nie mów nikomu, że tam jestem..zgoda..? "
Nie wiem na ile wierzy w tę wymyśloną z bezsilności historię, którą z uporem maniaka powtarzam każdego poranka prowadząc go do sali, ale chyba troszkę działa :)
Mój Mały, Dzielny Bohater.
Wszystkim Mamom pierwszo-przedszkolaków, sobie również, życzę wytrwałości:)
a
Aniu jak ja Cię rozumiem z tym przedszkolem. Ja cały czas o niej myślę i wolę jak mąż ją zaprowadza, bo jego się nie trzyma tak kurczowo za nogę. Jedynie co mnie cieszy to, że rano chce iść do przedszkola. Także z każdym dniem będzie coraz lepiej. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńLiczę na to Kochana-ze bedzie lepiej:) juz ODROBINKĘ lepiej jest..ale właśnie poranki opłakane:(
UsuńDwa razy to przechodziłam, więc wiem o czym piszesz.
OdpowiedzUsuńZapewne drugi raz delikatnie łatwiejszy:)tak czy inaczej-jest trudno..jak nie pierwszego dnia to...kilka dni pozniej:(
Usuń:)
OdpowiedzUsuńJest wrzesień... najgorszy miesiąc w mojej pracy - jestem nauczycielką przedszkola. Głowa mi pęka...od płaczu dzieci.
Ledwo włączyłam komputer by uaktywnić konkurs na moim blogu... ale jak zobaczyłam ten tytuł, musiałam kliknąć...
My, panie też przeżywamy, też jest nam ciężko, współczujemy płaczącym, ale czasem jesteśmy bezradne... Ramiona pani to nigdy nie ramiona mamy...
Powodzenia i pozdrowienia dla małego bohatera :)
Wielkie uściski dla Wyrozumiałych Pań..uściski od Rodziców tych malców..od rodziców,którzy zaufali:*
UsuńKochana - ja też jest mamą pierwszo-przedszkolaka :) Moje dziecko w zasadzie poszło już do przedszkola które jest zerówką. Bo za rok powinna iść do 1 klasy, ale......gdyby się urodziła 3 tygodnie później - była by jeszcze w grupie 4-latków. Przysięgam - zrobię wszystko - by w przyszłym roku mogła jeszcze raz wrócić do przedszkola. A nie jako niby 6 - latek zaczynać naukę w 1 klasie. Oczywiście może się ze mną nie zgadzać cały świat, ale ja uważam że to głupota ! Jest najmłodsza w grupie, uważam że dzieciom się należy 6 lat zabawy. A do szkoły - 7-latki ! U nas - oswajaniem z przedszkolem - super. Ani jednej łzy. Oby tak dalej :)
OdpowiedzUsuńPodpisuję się rękami i nogami!! Jawne złodziejstwo dokonywane na najmłodszych! Wszystko się we mnie gotuje,kiedy pojawia się temat 6 latków w szkole:(
Usuńdziękuję i wzajemnie...
OdpowiedzUsuńokropny to czas dla mnie....
Przytulam i łączę się w okropności tego czasu:/ ale wszystko mija..nawet najdłuzsza żmija!:))))
UsuńCo tu się tak rzewnie zrobiło? Mamuśka głowa do góry i patrz jak rośnie i dojrzewa Twoja latorośl...pamiętaj, że to co wpoiłaś mu przez te kilka lat za jakiś czas przyniesie na pewno owoc, więc ciesz się jego sukcesami i tym, że po raz pierwszy jest tak daleko maminej ręki, a daje radę:)
OdpowiedzUsuńBuziaki dla Was:)
Różana jak zwykle z rozsądkiem:))) jak ja to lubię:)Kochana,właśnie gdyby nie to,jak na moich oczach sie rozwija dzieki tym kilku (tylko!) dniach w przedszkolu,to pewnie bym mocno zwątpiła:)) usciski!
UsuńPrzeczytałam i wróciły wspomnienia...płaczący Franek i moje ściśnięte gardło...Mam nadzieję, że jakoś przetrwacie ;-)
OdpowiedzUsuńCiut lepiej!! :) idziemy w dobrym kierunku:))uściski!
UsuńAniu, z każdym dniem będzie coraz lepiej - trzeba mieć nadzieję:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepluteńko♥
Tak pieknie to opisałaś, że aż za serce łapie chyba każdego.
OdpowiedzUsuńChoć najbardziej spodobało mi sformułowanie o zapachu książki :)
Miłego dnia życze.
Ach co to za zapach!!:))) pozdrawiam!
UsuńO rety, Aniu, ciężko mi sobie wyobrazić co przeżywasz. Mimo wszystko bardzo Ci współczuję, mam nadzieję, że jakoś to przetrwacie! :*
OdpowiedzUsuńZ zapachem książek to wspaniała sprawa, bardzo się cieszę, bo pamiętam jak pisałaś, że ciężko Ci synka czytaniem zauroczyć. Mam nadzieję, że to jest właśnie najlepszy sposób :) Tak sobie pomyślałam, że może seria o Pettsonie i Findusie by się Jemu spodobała, to zabawny duet. Jeśli masz możliwość zawsze można zerknąć czy w bibliotece nie ma :)
Ooo!dziękuję Kochana za podpowiedz,poszperam troche i będę miała na uwadze ten duet:)) buziaki!
UsuńCudownie to opisałaś! Na początku miałam mieszane myśli i się zastanawiałam co się stało??!! A to po prostu przedszkole :) Też płakałam jak mnie mama tak zostawiła, każdy musi przez to przejść :) Świetny pomysł z tym zarażaniem książkami :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie..to TYLKO przedszkole..które niestety przybiera gigantyczne rozmiary w oczkach dziecka-od budynku,który dopiero za kilka lat będzie wydawał się niski,po ilość czasu bez mamy:(
UsuńCzytając miałam ciary na całym ciele! Boże, jak się cieszę, że końcówka bardziej pozytywna... Trzymajcie się mocniutko, z pewnością z każdym dniem będzie lepiej. Buziaki dla Was!
OdpowiedzUsuńRaz lepiej,raz gorzej:/ buziaki i dla Was!
UsuńWzruszyłaś mnie, kochana...Czas mi się cofnął. Trudne chwile, ale trzeba je przejść. Powodzenia.:)
OdpowiedzUsuńPotem będzie szkoła, studia..zawsze rozstania z Mamą i odwrotnie - a może nawet bardziej w tę stronę -są trudne..życie! Trzymaj się, ja dałam radę jako Mama a moje dziecię teraz bez przedszkola żyć nie może (chodzi już 3 rok, choć zawsze początki tj. inne dzieci + inna pseudociocia = trudności w akceptacji).
OdpowiedzUsuńP.S. Swoją drogą bardzo fajny blog i zdjęcia!
Dziękuję za słowa otuchy ! :) pozdrawiam serdecznie!
Usuń